Rak płuc - NONI

 

Miałem nowotwór - raka płuc na 9 płacie z przerzutem do kości prawego ramienia. Trzy lata temu miałem operację wstawienia implantu w miejsce przerzutu w ramieniu i po pół roku , jak już troszkę doszedłem do siebie, skierowano mnie na chemioterapię. Rak miał tyle przerzutów że był już nieoperacyjny, dlatego na wszelkie możliwe sposoby szukałem dla siebie ratunku. Znalazłem jakieś chińskie preparaty, ale wszystkie były z domieszką chemii. Wg opisów w internecie jedynym skutecznym dla mnie wydawał się sok Noni. Okazało się że w moim mieście za parę dni miało się odbyć spotkanie na temat zdrowotnych właściwości tego soku, dlatego udało mi się załatwić przepustkę ze szpitala i poszedłem na spotkanie (z wenflonem w ręku, ponieważ byłem w trakcie drugiego cyklu chemii) . Na spotkaniu kupiłem jedna butelkę, później drugą, później się zarejestrowałem u producenta abym mógł kupować sok taniej. Piłem sok między dawkami chemii i od razu zauważyłem taki efekt, że dobrze się czułem, normalnie jadłem i przechodziłem chemię o wiele łagodniej niż inni pacjenci z mojej sali.

Po wyjściu ze szpitala, ponieważ nowotwór był nieoperacyjny, miałem wypis – przekazać do opieki paliatywnej.

Od momentu wyjścia ze szpitala nie brałem żadnych leków, tylko cały czas piję sok.

Ze względu na zagrożenie życia miałem najpierw co 3 miesiące badania (tomograf komputerowy klatki piersiowej i scyntygrafię kości) następnie co pół roku. Z badania na badanie okazywało się ze komórek rakowych jest coraz mniej, a po badaniu we wrześniu ubiegłego roku nie stwierdzono nigdzie komórek rakowych. Miesiąc temu robiłem badania i po odebraniu wyniku się okazuje, że nadal nie mam komórek rakowych.

Z dodatkowych korzyści – po 3 tygodniu picia soku Noni wyrównało mi się ciśnienie krwi, a od 3 lat brałem leki na obniżenie ciśnienia krwi bo miałem nadciśnienie.

Andrzej G. , Polska, maj 2008

 

Mój dziadek ma 84 lata. Całe życie był zdrowy, mimo swojego wieku pracował w ogródku, jeździł na rowerze. W październiku 2003 roku nagle poczuł straszny ból w klatce piersiowej. Gdy poszliśmy z nim do lekarza, ten go natychmiast skierował do szpitala. W szpitalu ściągnęli mu 3 litry wody z płuc. Okazało się że ma raka lewego płuca. Lekarze powiedzieli że dziadek nie dożyje do Bożego Narodzenia – nie dawali mu żadnych szans. Chcieli go skierować na chemioterapię, ale dziadek stwierdził że jak ma dwa miesiące życia to woli umrzeć w domu i nie chce chemioterapii. Jak się dowiedzieliśmy od tych lekarzy - przyczyną raka była praca dziadka przy azbeście którą wykonywał wiele lat temu i ten azbest ulokował mu się w lewym płucu. Powiedzieli nam że wszystkie metale można wypłukać z organizmu, ale azbestu nie da rady – nie ma sposobu. Przypomnieliśmy sobie że nasza znajoma miała do czynienia z sokiem Noni z Tahiti w szklanych butelkach, więc jeśli już nie ma dla dziadka ratunku to można spróbować soku Noni. Przeczytaliśmy w książce doktora Solomona o "uderzeniowej dawce" na szczególnie ciężkie przypadki i dziadek zaczął ją stosować. Kuracja ta polega na tym, że przez pierwsze cztery dni pije się dziennie po jednym litrze soku Noni z Tahiti, następne cztery dni po pół litra soku a następnie sukcesywnie zmniejsza się dawkę. Dziadek jest zarejestrowany w Instytucie który się zajmuje ludźmi chorymi z powodu zanieczyszczenia organizmu azbestem. Po dwóch miesiącach lekarze stwierdzili z wyników badań że nastąpiła pozytywna zmiana. Spytali nas czy my coś robimy, ale nie przyznaliśmy się żeby nas nie wyśmiali i żeby nie stwierdzili, ze skoro jesteśmy tacy mądrzy to po co przychodzimy do nich. Chodziliśmy regularnie co 6 tygodni do kontroli, Boże Narodzenie już dawno minęło, i za każdym razem lekarze zauważali coraz lepszy stan zdrowia dziadka. Po pół roku lekarze powiedzieli nam, że jest niemożliwe że my nic nie robimy, bo takiego przypadku jeszcze nie mieli, ale jeśli cokolwiek robimy to mamy to robić nadal. Do tej pory wszyscy pacjenci tego Instytutu albo się poruszają na wózkach inwalidzkich, albo są skazani na ciągłe leżenie w szpitalu podłączeni do kroplówek. Mają tak straszne bóle że żaden pacjent nie jest w stanie ich wytrzymać – muszą być niemal cały czas pod działaniem morfiny. Dziadek morfiny nie musi zażywać, jeździ na rowerze, pracuje w ogrodzie. Ostatnio podczas badań lekarze nam pokazali na ekranie, że ten rak się otorbił i się nie rozprzestrzenia. Stwierdziliśmy że to jest CUD NONI.

Małgorzata S., Polska/Niemcy 18 wrzesień 2004r

 

U mojego męża zdiagnozowano raka płuc , który rozciągał się aż do wątroby. Zaczął branie noni zaraz po diagnozie na początku lipca. Jest wiele osób które modlą się o niego. Miał jedną chemoterapię 16 lipca 2003. Później był u lekarza 4 sierpnia 2003. Doktor był zaskoczony ponieważ jest tlen w części płuca tam gdzie jest guz. Pytałam doktora o guz w jego węźle chłonnym. Szukał, szukał, ale nie mógł znaleźć. Powiedział nam żeby kontynuować to co robimy.

Bonnie M., USA 6 sierpnia 2003

 

W lutym 1995 w czasie kontroli bieżącej po prześwietleniu klatki piersiowej wykryto, że mam guza w prawym płucu. Następnych kilka testów i prześwietleń wykazało że mam raka. Był nie operacyjny, ponieważ rozciągał się aż do węzłów chłonnych. Rak był bardzo poważny z bardzo małą szansą przeżycia. Był to drobnokomórkowy rak płuc. Poczułam się tak, jakby wydano na mnie wyrok śmierci. Onkolog powiedział mi że mam 2 do 5% szansy przeżycia, odpowiedziałam mu że potrzebuję wykorzystać tylko 1%. Miałam kłopot co do podjęcia decyzji czy wybrać promieniowanie i chemoterapię czy leczenie holistyczne. Zdecydowałam się robić jedno i drugie. Zasugerowano mi, że mam wykonać dwadzieścia promieniowań mojego mózgu. Było to profilaktyką aby nie było przerzutów raka do mózgu. Rak drobnokomórkowy jeżeli robił przerzuty, miał tendencję iść do mózgu albo wątroby. Mózg nie może być leczony chemoterapią więc radiacja była jedynym sposobem.

W 1997r miałam atak serca i zabrano mnie do London w Ontario. Tutaj, podczas analizy mojego zdjęcia rtg naczyń, pokazano mi tętniaka na aorcie poniżej pępka. Bardzo się bałam. W 1998 mój bardzo dobry przyjaciel poinformował mnie o noni. Na niego sok zadziałał z cudownym wynikiem. Po spróbowaniu noni zauważyłam, że mam więcej energii i że poczułam się lepiej. Joe miał raka okrężnicy i po operacji zdecydował się by nie mieć radiacji ani chemoterapii i leczył się tylko noni. Kilka miesięcy temu skierowano mnie do specjalisty naczyniowego by zbadać mojego tętniaka. Ten doktor powiedział mi że nigdy nie słyszał o kimś kto przeżył więcej niż pięć lat mając drobnokomórkowego raka płuca. Z głębi serca powiedziałam mu że daję wiarę w działanie noni. On nigdy nie słyszał o noni, jednak był zainteresowany posłuchaniem czegoś, co pomogło chorej na drobnokomórkowego raka utrzymać się przy życiu przez siedem lat. Zostawiłam mu kilka książek na temat działania noni. Gdy wychodziłam z jego gabinetu powiedział, "Prawdopodobnie to noni jest przyczyną tego że tętniak nie zmienił się.” Ja dzięki Bogu, noni, mojemu mężowi, mojej rodzinie i przyjaciołom mogłam obchodzić w zeszłym miesiącu ósmą rocznicę uwolnienia od raka. Wszystko zaczęło się od rutynowej kontroli lekarskiej . Nie czułam się chorą, czy mającą jakieś problemy. To szokuje co może zdarzać się w naszych ciałach a czego nie jesteśmy świadomi. Moja teoria: "Uncja noni zadziała lepiej niż kilogram kuracji”

PS: Ostatnio byłam na kontroli w Klinice Onkologicznej. Onkolog powiedział, że jeżeli miałby nowego pacjenta dzisiaj z moją ówczesną diagnozą, przygotowywałby od razu salę pooperacyjną. Powiedział że chce mnie zobaczyć ponownie za rok. Nazwał mnie "Panią Cudu".

Shirley G., Kanada 30 marca 2003

 

 

Jeden z naszych znajomych z innej miejscowości zadzwonił do nas około dwa miesiące po rozpoczęciu picia soku noni. Przeszedł chemioterapię i był podniecony informując nas, że jeden z guzów raka w jego płucu zmniejszył się. Czuje się nieco lepiej i wierzy że to z powodu picia soku noni.

Diane B., Kanada 30 stycznia 2000

 

 

Latem 1999 mój brat był na wycieczce w Szwajcarii. Tam poczuł po raz pierwszy bóle w klatce piersiowej i zadyszkę. Jego doktor skierował go do Asklepiose Clinic w Gauting. Rozpoznano u niego zapalenie opłucnej (rak płuca) i około 4,5 litra wody usunięto z jego płuc. Brat był w bardzo złym stanie. Chemioterapia nie była prowadzona ponieważ na ten typ raka jest nieefektywny w 95%. Brat pozostawał w klinice, był leczony przez onkologów w Augsburgu.

W styczniu 2000 odwiedziłem ośrodek, który oferował porady na uzupełnienie diety. Oni polecali komórkowe pożywienie, aminokwasy, witaminy a także sok noni. Dwa lata wcześniej miałem operację by-passa i jeszcze nie czułem się całkiem dobrze. Po piciu soku i witamin, poczułem się w krótkim czasie znacznie lepiej. W lutym poleciłem sok noni mojemu bratu. Zaczął lepiej spać i ucisk guza znacznie się zmniejszył. Onkolodzy po wynikach badania krwi potwierdzali polepszanie się jego stanu.

W kwietniu był ponownie diagnozowany. Wówczas od początku maja zaczął pić sześć kieliszków soku noni dziennie. Litr soku wystarczał mu wtedy na tydzień. Nieco później przytył pięć kilogramów i jego system immunologiczny ustabilizował się, guz kurczył się a nie rozrastał. Brat czuł się o tyle lepiej, że mógł spędzić tydzień nad Morzem Północnym w lipcu i cztery dni w Graubünden w sierpniu. Dzisiaj (17 sierpnia 2000) miał badania, które wskazały, że wszystko się ustabilizowało i polepszyło. To kompletne zaskoczenie dla lekarzy. Bardzo dziękuję ośrodkowi porad , także w imieniu mojego brata Hermana, że mamy ten produkt.

Johann J. D., Niemcy 17 sierpnia 2000

Informacje umieszczane na tej stronie służą wyłącznie do celów edukacyjnych, a nie do stawiania diagnozy, rozpoznawania czy sugerowania sposobów traktowania różnych chorób. Stan zdrowia i wszelkie jego zaburzenia winny być konsultowane z właściwymi służbami medycznymi. Nie jest celem tej witryny udzielanie medycznych rad, zalecanie środków bądź branie odpowiedzialności za osoby które decydują się spróbować na sobie.